Pamiętacie słynną piosenkę Boba Dylana, w której poeta pyta nas: "jak to jest, być zdanym na siebie, bez drogi do domu, jak kompletnie nieznany ktoś, jak toczący się kamień?" Dawno nie zajmowałem się osiedlowymi detalami, pora więc nadrobić zaległości! Kamieni na Wrzecionie jest cała masa. Małych i całkiem sporych. Leżą sobie jak gdyby nigdy nic. Nie zauważamy ich na codzień, bo umiejętnie wtopiły się w przestrzeń. W sumie można uznać je za element "małej archuitektury... krajobrazu". Czy były tu od zawsze, czy też przywieziono je z innych miejsc, tego nie sposób ustalić. Ktoś je jednak ustawił w miejscach w których obecnie stoją. Nadał ich bytności odpowiedni sens. Zazwyczaj pełnią funkcję czysto ozdobną, urozmaicając monotonię trawników, ale często też leżą po to, by zagrodzić wjazd samochodów na podwórka. W ich niemej i powszechnej obecności na osiedlu Wrzeciono tkwi jakiś ślad naszej pogańskiej przeszłości. Jakiś zachwyt nad nienaruszalnością boskiego porządku