Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2010

Wrzeciońskie kamienie

Pamiętacie słynną piosenkę Boba Dylana, w której poeta pyta nas: "jak to jest, być zdanym na siebie, bez drogi do domu, jak kompletnie nieznany ktoś, jak toczący się kamień?" Dawno nie zajmowałem się osiedlowymi detalami, pora więc nadrobić zaległości! Kamieni na Wrzecionie jest cała masa. Małych i całkiem sporych. Leżą sobie jak gdyby nigdy nic. Nie zauważamy ich na codzień, bo umiejętnie wtopiły się w przestrzeń. W sumie można uznać je za element "małej archuitektury... krajobrazu". Czy były tu od zawsze, czy też przywieziono je z innych miejsc, tego nie sposób ustalić. Ktoś je jednak ustawił w miejscach w których obecnie stoją. Nadał ich bytności odpowiedni sens. Zazwyczaj pełnią funkcję czysto ozdobną, urozmaicając monotonię trawników, ale często też leżą po to, by zagrodzić wjazd samochodów na podwórka. W ich niemej i powszechnej obecności na osiedlu Wrzeciono tkwi jakiś ślad naszej pogańskiej przeszłości. Jakiś zachwyt nad nienaruszalnością boskiego porządku

Dookoła Szegedyńskiej

Ulica Szegedyńska, przy której mieszkałem i nadal mieszkam, początkowo miała się nazywać Okrąg albo Łuk, ale ostatecznie zwyciężyła "przyjaźń polsko-węgierska". Nie ma jednak co narzekać. Kiedy kilka lat temu gościłem przejazdem w Segedynie, sympatyczna węgierska kelnerka w jednej z restauracji, gdy dowiedział się na jakiej ulicy mieszkam, ofiarowała nam 2 butelki wina gratis. W jakim języku z nim wtedy rozmawiałem, już nie pamiętam... Z tą nazwą miasteczka i polską nazwą warszawskiej ulicy to zresztą osobna historia. Miasteczko nazywa się po polsku Segedyn i ulica powinna nazywać się Segedyńska. Taki wariant pisowni widać na starej tabliczce wiszącej wciąż jeszcze na budynku garaży. Natomiast węgierska nazwa to Szeged, z tym, ze węgierskie "sz" wymawia się jak polskie "s", czyli w fonetycznym brzmieniu: [seged]. Polska nazwa Szegedyn (czytane "sz") wzięła się prawdopodobnie z chęci zachowania wierności oryginalnej pisowni. I z jakichś powodów st

Krytycznie o osiedlu Wrzeciono

Pogoda za oknem nie nastraja do spacerów, z przyjemnością więc wróciłem do kwerend bibliotecznych. Wertowanie starych czasopism to ciekawe, aczkolwiek mozolne zajęcie. Ale kiedy się już coś znajdzie radości nie ma końca. Kilka dni temu, zupełnie przypadkowo natrafiłem na ciekawy artykuł Andrzeja Dobruckiego, pt. Osiedla mieszkaniowe Warszawy. Została w nim zawarta bodajże pierwsza krytyka wyrażona wprost pod adresem koncepcji architektonicznej Wrzeciona (wtedy jeszcze osiedla Młociny). Ciężko w to uwierzyć, ale zaledwie 6 lat po zakończeniu głównych prac budowlanych, nasze osiedle zostało poddane druzgocącej ocenie! Wszystko staje się jasne, kiedy człowiek sobie przypomni, że w tzw. międzyczasie doszło do zmiany ekipy w kierownictwie partii. Wykorzystując zachodnie kredyty Towarzysz Gierek ostro zabrał się do tworzenia "10 potęgi gospodarczej świata". Nic dziwnego, że siermiężne gomułkowskie blokowisko nie przystawało do jego wizji Polski nowoczesnej i kolorowej. Takiej, jak

Parafia Wrzeciono

Już dawno zamierzałem napisać parę słów o wrzeciońskim kościele, (kilka faktów wymieniłem podczas pisania szkicu historycznego o osiedlu), ale bieżące sprawy zawsze spychały ten temat na drugi plan. Jednak w ostatnim czasie nasza osiedlowa świątynia niezwykle wyładniała i przy tej okazji postanowiłem skrobnąć kilka słów na temat jej historii. Parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny została erygowana dnia 15 marca 1980 przez kardynała Stefana Wyszyńskiego. W jej skład weszły wydzielone części dawnych parafii: Matki Bożej Królowej Pokoju na Młocinach i Matki Bożej Królowej Polski na Marymoncie. Dekret erekcyjny wszedł w życie 6 kwietnia 1980. W trzy lata później, 7 kwietnia 1983 kardynał Józef Glemp wydał dekret o przeniesieniu parafii na osiedle Wrzeciono. Jej kanoniczne przeniesienie nastąpiło 8 września 1983, dokonane przez ks. bp. Kazimierza Romaniuka, który również tego samego dnia poświęcił tymczasową, prowizoryczną kaplicę i plac pod budowę nowego kościoła. Wznos

Mecz na pustyni Gobi

Urodziłem się w pobliskim Szpitalu Bielańskim w roku 1967 i od samego urodzenia „zamieszkałem” na ulicy Szegedyńskiej 5. Dwadzieścia lat później, w lipcu 1987 roku wyruszyłem „w świat” i od tamtej pory moje kontakty z domem rodzinnym, kolegami z podwórka i z osiedlem Wrzeciono stały się sporadyczne. Przyjeżdżałem w rodzinne strony na krótki okres i nigdy nie miałem czasu na spotkania czy wspomnienia. Natłok późniejszych przeżyć pozacierał w mojej pamięci większość wydarzeń czy szczegółów z lat spędzonych na Szegedyńskiej – pozostały jakieś mniej lub bardziej wyraźne obrazy przeszłości. Około 1987. Widok na wylot ulicy Szegedyńskiej. Po prawej blok Szegedyńska 1. W tle za topolami teren jednostki wojskowej. Fot. udostępnił Marcin Strolman Właściwie dzieciństwo spędziłem niemal wyłącznie w rejonie naszego podwórka między blokami Szegedyńska 5 i 5a oraz Szubińska 6 oraz pobliskiego Jordanka. Rzadko zapuszczaliśmy się wtedy w inne rejony Wrzeciona. Do zabawy wystarczał nam globus n

Teren wojskowy - wstęp wzbroniony

Niech wybaczą mi profesjonalni historycy wojskowości niefachowe podejście do sprawy i sposób opisywania rzeczywistości metodą „zza płota”, ale na tym etapie badań nie udało mi się ustalić zbyt wielu szczegółów, dzięki którym udałoby się zweryfikować podstawowe dane „od środka”. Mimo wielu przeszkód, a w zasadzie z chęci ich przezwyciężenia podjąłem się pracy zrekonstruowania historii jednostki wojskowej stacjonującej na terenie osiedla Wrzeciono. Prawdopodobnie nie istnieją żadne materiały piśmienne na ten temat, jest więc to poniekąd tekst całkowicie pionierski. Po drugiej wojnie światowej teren lotniska bielańskiego, a w zasadzie jego południowo-wschodnią część zajęło wojsko. Przez kilkanaście lat funkcjonowało tu trawiaste lotnisko dla maszyn łącznikowych. Rozważano możliwość rozbudowy obiektu dla celów wojskowych, ale z jakichś powodów porzucono te plany i około roku 1960 ostatecznie lotnisko zamknięto. Stacjonujące tu samoloty Jak-18, CSS-13 i An-2 przeniesiono na lotnisko bemow

Piekarnia Jan Borkowski

W dobie galopującej globalizacji hasło "popieraj swój lokalny przemysł" brzmi może nieco  anachronicznie, jednak w odniesieniu do "chleba naszego powszedniego" pozostaje nie bez racji. O gustach konsumentów decyduje przede wszystkim stosunek ceny do jakości - półki naszych sklepów zalewa więc pieczywo dość tanie, ale o smaku ledwo znośnym. Im większy producent, tym gorsza jakość. Nie odkryję Ameryki twierdzeniem, że najlepsze wyroby serwują mali, lokalni producenci, którzy z potentatami mogą rywalizować tylko jakością wypieków. Jak się okazuje mają jednak swoich stałych wiernych klientów, dzięki czemu nie znikają z rynku tak szybko, jakby można tego oczekiwać. Mamy to szczęście, że na osiedlu Wrzeciono działa wyśmienita, rodzinna Piekarnia Jan Borkowski, której pieczywa nie trzeba nikomu z mieszkańców zachwalać. Firma, usytuowana przy ul. Wrzeciono 16a, została założona w roku 1987 i jest prowadzoną przez Jana Borkowskiego wraz z córkami Dorotą i Renatą. Od począt

Moje spotkanie z Wrzecionem

Drugie moje spotkanie z Bielanami miało miejsce wiele lat później w połowie lat sześćdziesiątych. Z mężem i dzieckiem pojechaliśmy odwiedzić znajomą, dowódcę mego małżonka z czasów okupacji. Droga prowadziła do osiedla WSM przy ul. Lindego, które rozłożyło się szeroko w pętli ulicy Wrzeciono. Tuż za niedużym laskiem zobaczyliśmy pierwszy dom. Szary, czteropiętrowy "tasiemiec", aż z ośmioma klatkami schodowymi, o oknach rozstawionych prawie jedno przy drugim, wyglądał odpychająco. Obok stał drugi, podobny "tasiemiec". jakie to brzydkie osiedle — stwierdziłam — do tego na końcu świata, nie chciałabym tu mieszkać nawet za darmo! Po minięciu "tasiemców" dojechaliśmy do dwupiętrowego domu, stojącego bliżej lasku, przy ulicy Szubińskiej. Odseparowany nieco od osiedla, otoczony był parkanem, za którym przyciągał wzrok pięknie utrzymany ogród z młodymi drzewkami, kwiatami na rabatach i ławeczkami. Dom Rencisty ZBOWiD-u, przeczytaliśmy przy wejściu. [...] Okoł

Konkurs jubileuszowy

Minął właśnie rok od założenia strony o Wrzecionie. Jest to więc doskonały moment na jakieś podsumowanie. Był to dla mnie rok niezwykle pasjonujący — udało się zrealizować większość z zamierzonych przeze mnie wpisów. Tematów wciąż przybywa i będę się starał systematycznie je opracowywać. Badanie osiedla dopiero się rozpoczęło i wiele pracy jeszcze przede mną. Za największą porażkę minionego roku uważam nikły odzew społeczny. Niby wejść na stronę jest coraz więcej, ale żeby ktoś napisał maila, zagaił, pozdrowił... Cóż, takie mamy czasy "płynnej ponowoczesności", a ludek wrzecioński nie jest zbyt ufny, otwarty i skory do e-znajomości. Ale jak mówią: "Pomóż sam sobie, a wtedy pomogą ci inni!" Mam nadzieję, że kolejny rok będzie pod tym względem lepszy. Tak czy siak, dziękuję za wszystkie miłe słowa (były takie!), komentarze i bodźce do dalszej pracy. W związku z jubileuszem strony ogłaszam mały konkurs wrzecioński. Oto pytania: 1. Jak brzmi zakończenie tego zdania:

Tour de Wrzeciono

Już dawno i na wszelkie możliwe sposoby przejechałem Wrzeciono na rowerze, ale dopiero dziś przyszło mi na myśl, żeby zrobić to "wyczynowo". Wielka Pętla dookoła osiedla, z pomiarem czasu i sportowymi emocjami — to jest to! Głównym założeniem trasy było to, aby w maksymalnym stopniu wiodła ona ścieżkami rowerowymi, które w sumie gęsto oplatają całe osiedle. Linię Startu/Mety wyznaczyłem sobie przy sklepie spożywczym Aro na ulicy Przytyk, stąd, punktualnie w samo południe, ruszyłem na trasę. Obrałem kierunek odwrotny do ruchu wskazówek zegara. Pierwszy odcinek ścieżką z czerwonej kostki jest dość często używany przez pieszych zdążających do stacji metra Wawrzyszew. Na szczęście o tej porze było pusto. Na wysokości nowowybudowanego apartamentowca Mariposa, skręcając ostro w lewo wjechałem z pasów prosto w ulicę Lindego. Tu niestety nie ma ścieżki rowerowej, choć teoretycznie można by ją wytyczyć po prawej stronie ulicy. Widok malowniczego potoku Bielańskiego w lasku Lindego to

Nasza klasa z Wrzeciona

Dla badacza lokalnej historii nie istnieją (prawie) żadne bariery czy granice. Chcąc dotrzeć do ciekawych źródeł człowiek jest zdecydowany nawet na pakt z diabłem. Tym razem jednak nie było aż tak strasznie. W poszukiwaniu "wrzecionalii" udałem się bowiem na popularny portal społecznościowy (chyba już powoli przygasający?) kojarzący dawnych kolegów szkolnych. Okazało się, że był to strzał w 10. Penetracja bogatych zasobów trwała co prawda kilka dni, ale udało się znaleźć kilka niezwykle ciekawych zdjęć z przeszłości. Kompleksów szkolnych na osiedlu Wrzeciono jest aż 6, a wszystkie mają za sobą przeszło 40 lat funkcjonowania. Było więc co przeglądać! Poniżej prezentuję najciekawsze fotografie, pokazujące także sąsiednią zabudowę. Większość osób, które zamieściło zdjęcia na portalu NK, wyraziło zgodę na ich publikację w moim blogu. Nie wszyscy jednak odpowiedzieli na mój mail. Jeśli ktoś nie życzy sobie, aby jego archiwalne fotografie były tu opublikowane, proszę o kontakt.

Wrzeciono street art

Jak na osiedle nędzy, beznadzei, przestępczości i bezprawia, Wrzeciono jest stosunkowo słabo ozdobione malunkami artystów ulicy. Gdyby osiedle postrzegać na podstawie ilości i poziomu graffiti — można by odnieść wrażenie, że Wrzeciono to cicha, podmiejska okolica z "ucywilizowanymi wandalami". Owszem, tu i tam można zobaczyć jakieś nagryzmolone w pośpiechu mazy spod znaku "diil gang" albo "hwdp", jest też trochę tagów. Ale szablonów naliczyłem raptem kilka sztuk. Porządny "silver" jest w zasadzie tylko jeden. "Nielegale" wykonane na tyłach sklepu WSS "Agora" budzą podziw, ale zdążyły już porządnie wyblaknąć. Legalnych wrzutów też jest niewiele — te w ostatnich latach zaczęli z prawdziwą pasją tworzyć kibice Legii (dominuje tu styl symboliczno-figuratywny). Na uwagę zasługuje przede wszystkim kilkudziesięciometrowy mural na ścianie garażów przy boisku na terenie szkoły nr 274. Doceniam pasję i zaangażowanie ekipy Bielańskich Pa

20 kwietnia

Jackowi Dehnelowi W pewną kwietniową środę roku 1966 fotoreporter "Ekspresu Wieczornego" Jarosław Tarań zawitał niespodziewanie, wraz ze swoim aparatem, na budowie osiedla Młociny. Czy przybył tu służbowo, oddelegowany przez redakcję, aby uwiecznić dobrą robotę załogi budowlanej, pracujące dźwigi i pnące się do góry betonowe wysokościowce? Czy też mając zupełnie wolną rękę, w poszukiwaniu "tematu" zaszwędał się przypadkowo w odległe krańce stołecznej metropolii? Czy wykonał więcej zdjęć, czy tylko to jedno? Jeśli było więcej, co się z nimi stało? Były nieudane, nieciekawe, przeciętne? To jedno zdjęcie, które ocalało z tej wyprawy, jest dzisiaj wspaniałym świadectwem przeszłości Wrzeciona. Przynajmniej pewnej jego charakterystycznej części. Dlaczego fotograf wybrał akurat to miejsce na osiedlu a nie inne? Z pewnością zafascynował go układ międzyblokowego pasażu tworzącego pozornie niekończącą się sekwencję powtarzających się elementów. Ta niepokojąca otchłań przyc

Kiedyś było tu ściernisko...

Sobotnie, wiosenne popołudnie, ciepło, tłumy spacerowiczów. Na ulicy Doryckiej, koło garaży przy "Okrąglaku" zatacza się lekko wstawiony jegomość, bełkocząc coś do siebie mocno wzburzonym głosem. Kiedy go mijam, słyszę wyraźnie taką mniej więcej kwestię: "Co to k..wa ma być? Warszawa. Taki ch...! Tu się, k..wa, krowy pasły niedawno, wszędzie była łąka i krzaki, a teraz co? Pieprzone osiedle..." Pewnie mu w sklepie piwa nie chcieli sprzedać, ale to już nie moje zmartwienie. Taki czy śmaki, zawsze to jednak autentyczny świadek historii. Zastanawiam się nad tymi krowami - kogo by nie zapytać o początki osiedla - wszyscy pamiętają tylko ten jeden szczegół. Pasące się "tuż obok" dopiero co wybudowanych bloków krowy. Z pewnością nie jest to mit czy tzw. miejska plotka, jak to było z kurami na balkonie i prosiakiem w wannie. Krowy widywano na ulicach Centrum Warszawy jeszcze w końcówce lat 60. Spójrzmy na zdjęcie wykonane przez Jarosława Tarania w roku 1963 na

Wrzeciono od A do Z

Osiedle Wrzeciono, odizolowane nieco od dzielnicy i reszty miasta, nie wytworzyło może swojego własnego języka, czy slangu, ale w zasobie leksykalnym jego mieszkańców, bez trudu odnajdziemy szereg słów odnoszących się do lokalnego "obrazu świata". Wraz z dynamicznymi przemianami zachodzącymi w przestrzeni osiedla, nazewnictwo to znika w bardzo szybkim tempie, jedne pojęcia wychodzą z użycia, pojawiają się nowe. Warto to wszystko spisać, bo jakby nie było, to także część naszej wspólnej, lokalnej mikrohistorii. A AGORA — największy sklep samoobsługowy na osiedlu, znajdujący się na ulicy Przy Agorze 15; także nazwa byłego → HOTELU. B BALKONIK — pieszczotliwa nazwa południowej części (przy sklepie spożywczo-monopolowym) nieistniejącego już pawilonu handlowego → PO SCHODKACH przy ulicy Kasprowicza 68; miejsce spotkań lokalnych żulików i "handlarzy" z pobliskiego → WOLUMENU. BOCHENEK — potoczna nazwa górki w Lesie Bielańskim, ulubionego miejsca jazdy na sankac

Osiedle Wrzeciono A.D. 1947

Przeglądając stare roczniki tygodnika "Stolica" natrafiłem przypadkowo na piękną mapę odbudowy Warszawy. W roku 1947, kiedy ledwo co ostygły zgliszcza wojennej pożogi, redakcja tej popularnej wówczas gazety (wznowionej niedawno jako miesięcznik) zaprezentowała czytelnikom wizję nowej, powojennej Warszawy. Rozrysowany na rozkładówce plan pokazywał nie tylko odbudowane Centrum miasta, ale też zupełnie nowe osiedla mieszkaniowe na obrzeżach aglomeracji. Plan był dziełem artysty, a nie architekta, stąd niektóre jego założenia zostały potraktowane z dużą dozą fantazji. Oczywiście mnie zainteresował najbardziej północno-zachodni fragment tej mapy z rozrysowanym osiedlem w miejscu dzisiejszego Wrzeciona. A przedstawia się on następująco (dla lepszej orientacji lekko go pokolorowałem): Tygodnik "Stolica" nr 23/1947, s. 6. Na pierwszy rzut oka wszystko się niemal zgadza ze stanem dzisiejszym. Zaznaczona została nawet Wisłostrada i Most Północny, co go dopiero teraz za

Okrągły symbol osiedla Wrzeciono

Osiedle Wrzeciono jak wiele warszawskich blokowisk pozornie nie wyróżnia się niczym specjalnym. No może z wyjątkiem "złej" legendy. Gdyby zapytać dzisiejszych mieszkańców Wrzeciona, jaki punkt osiedla uważają za najbardziej charakterystyczny, z pewnością wymieniliby kościół Niepokalanego Począcia NMP, sklep WSS Społem "Agora", może jeszcze były hotel robotniczy. Tymczasem wszystkie te budowle mają stosunkowo młode metryki, odznaczają się "dyskusyjną" estetyką a wyróżnia je jedynie centralne położenie. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy wnętrze osiedla było pustym placem (agora), na którym rozstawiało się wesołe miasteczko, za symbol i punkt charakterystyczny Wrzeciona uważano okrągły pawilon usługowo-handlowy zlokalizowany przy ulicy Wrzeciono 41, między dwoma wylotami ulicy Doryckiej. Fot. Zbyszko Siemaszko, "Stolica" nr 7/1969, s.7-8. "Okrąglak", budowany trzy lata i oddany do użytku w lipcu 1966, w realiach gomułkowskiej rzeczywist

Osiedle Wrzeciono w filmie polskim

Wszystkim miłośnikom sztuki filmowej i osiedla Wrzeciono polecam gorąco następujące dzieła polskiej kinematografii: Na dobranoc  (1970) debiut Janusza Zaorskiego jako reżysera, film dyplomowy, telewizyjny, krótkometrażowy (scenariusz Janusz Zaorski, Włodzimierzem Pressem i Andrzejem Zaorskim). Jest to półgodzinna, żartobliwa etiuda opowiadająca o zgubnych skutkach nadmiernego oglądania filmów sensacyjnych. Dwóch sąsiadów po obejrzeniu horroru w telewizji morduje się wzajemnie, choć w finale okazuje się, że są to morderstwa, które im się przyśniły, w dwu takich samych snach. Jako wampir w filmie "Dusząca bestia", oglądanym przez bohatera wystąpił sam reżyser. Akcja filmu rozgrywa się na jednym z warszawskich blokowisk i jest to właśnie nasze Wrzeciono. Kadr z filmu Na dobranoc Czarodziej z Harlemu  (1988) w reżyserii Pawła Karpińskiego (na podstawie scenariusza Pawła Karpińskiego i Wojciecha Niżyńskiego). Ten pełnometrażowy film to komedia o czarnoskórym koszykarzu, k